29/06/2022

Polacy w Republice Argentyńskiej

Aktualności

„Mówiąc o zbiorowościach w Republice Argentyńskiej, musimy z całą mocą cofnąć się w czasie, kiedy zaczęły mieć miejsce zjawiska, które przyczyniły się do powstania zbiorowości tych, które były ich początkiem.

Rozwój społeczności zagranicznych, zarówno u nas, jak iw innych krajach, zależy bezpośrednio od ilości i jakości imigracji tej czy innej narodowości. Im liczniejsza imigracja, im lepiej przygotowana i wykwalifikowana, tym większa liczba jej sił czynnych; także liczba firm i organizacji, które posiada, a te są lepiej zorganizowane i materialnie silniejsze.

Cel, do którego zmierzają, jest prawie taki sam we wszystkich zbiorowościach; i jest to duchowe zjednoczenie z ojczyzną, tworzenie i utrzymywanie jedności społecznej wśród współobywateli oraz objęcie emigrantów ochroną moralną i materialną w postaci mecenatu, bezpłatnych biur informacji i pośrednictwa oraz szpitali i azyle.

Mówiąc wtedy o Polakach w Republice Argentyńskiej, kierujemy spojrzenie wstecz ku czasom, w których utracono niezależność polityczną – przez wspólne działanie trzech koronowanych popleczników, którymi byli król Prus, car Rosji i cesarz Austria- synowie Polski w kolejnych powstaniach i powstaniach dawali cywilizowanemu światu dowód, że „Jeszcze Polska nie umarła”, podkreślając swoimi czynami proroczą zwrotkę mądrych Lamennais: „Spoczywaj w pokoju droga Polsko, że to, co niektórzy nazywają twój grób, wiem, że to twoja kołyska”.

Tysiące najlepszych synów Polski, w obliczu znacznie większej liczebności, w obliczu niedostatku elementów wojennych i braku pomocy z zagranicy – by ratować się przed powolną i pewną śmiercią oferowaną przez ciemiężców wśród lodu dalekiej Syberii- Przekroczyli granice ukochanej krainy, aby zamieszkać w takich krajach jak Francja, Szwajcaria, Włochy, a zwłaszcza Stany Zjednoczone Ameryki. Republika Argentyńska, Brazylia, Urugwaj, Chile i inne również zaproponowały przyjęcie imigrantów.

Ta pierwsza polska emigracja to emigracja poetów, marzycieli niepodległości, ludzi o niespotykanym charakterze, którzy nie mając możliwości wywalczenia szczęśliwej walki o niepodległość podzielonej i zniewolonej ojczyzny, przelewają hojną krew za zawsze nową, zawsze sprawiedliwą. i szlachetna sprawa – o wolność człowieka.

Więc widzimy ich na polach bitew Francji, widzimy ich w legionach bohatera w czerwonej koszuli Garibaldiego, widzimy ich na polach bitew o niepodległość Stanów Zjednoczonych Północy.

Obok Waszyngtonu i Lafayette walczyli m.in. polscy bohaterowie narodowi, Tadeo Kościuszko, Kazimierz Pułaski.

Obietnica niepodległości wiąże z triumfalnym rydwanem Napoleona wiele tysięcy najlepszych, spragnionych wolności synów Polski.

We Włoszech, na wsi mediolańskiej, emigranci tworzą chwalebne legiony, które pod dowództwem generała Juana Enrique Dąbrowskiego i krzycząc „Jeszcze Polska nie umarła” przekraczają Alpy i łączą siły „małego kaprala”.

Niepowodzenie wyprawy do Rosji – podczas której traci życie, broniąc odwrotu wojsk napoleońskich, feldmarszałek książę José Poniatowski, zmusza wielu patriotów do drugiej emigracji. Nieudane powstania z lat 1831, 1848 i 1863 zwiększyły tę emigrację.

A wystarczy przypomnieć, że gdy Garibaldi podróżował po ziemi w poszukiwaniu uciśnionych ludów do ich obrony i wyzwolenia – jak współczesny Don Kichot z tarczą w pogotowiu i włócznią w stoczni – było wielu Polaków, którzy maszerowali z nim do Urugwaju . Bohater włoskiej jedności opowiada o nich w swoich pamiętnikach słowami pełnymi melancholii, dziękując im za wsparcie i poczucie, że z kolei nie „mógł oddać swojej krwi za szlachetny naród polski”. Wielu z nich osiedliło się w Republice Argentyńskiej, tworząc domy i definitywnie osiedlając swoje majątki w tej mile widzianej ziemi, gdzie, bezpośrednio lub pośrednio, stali się obywatelami Argentyny i, biorąc pod uwagę jej liberalne prawa i obszerną konstytucję, byli w stanie poświęcają swoją wiedzę w służbie Narodowi.

Oczywiste jest, że przed wojną światową, która zmodyfikowała stan rzeczy w Europie, Polska nie występowała jako podmiot polityczny, choć nikt nie mógł jej nigdy wymazać z mapy jako podmiotu narodowego ze względu na jej antyczną kulturę, gdyż byłaby Wystarczy przypomnieć, że Polska była pierwszym krajem w Europie Środkowej, który miał swój uniwersytet, ufundowany bullą papieską przez króla Kazimierza Wielkiego w uczonym Krakowie.

I te poprzednie, jak i te, o których mowa powyżej, sprawiły, że polscy wygnańcy zostali tu ciepło przyjęci, będąc pierwszymi związkami między Rzecząpospolitą Argentyńską a Polską, krajami, które mają tyle wspólnego, co pokojowe byty par excellence.

I choć politycznie uważano ich za poddanych krajów dzielących ich ojczyznę, to dzięki swojemu charakterowi, wysokiemu patriotyzmowi, własnej kulturze społeczeństwo argentyńskie rozpoznało ich pochodzenie i indywidualność.

Wystarczy przytoczyć zdanie śp. rektora Uniwersytetu w Buenos Aires, dr Vicente C. Gallo, odnoszące się do jednego z tych zesłańców, którym był inżynier Carlos Lowenhard, profesor geografii, geodezji i topografii na National College of Tucumán w latach 1876-1881.

Mówiąc o swoim nauczycielu, zmarły wielki osobistość życia publicznego mówi: „W domu moich rodziców został życzliwie przyjęty, a w moich już odległych wspomnieniach z dzieciństwa zachował się żarliwy patriotyzm, z jakim żarliwie czcił Polskę, i ideał jego odrodzenie i jego niezależność. Od tamtych godzin i dzięki wpływowi słowa tego politycznego banity Polska miała dla mnie chwalebny prestiż wielkich męczenników, a jego nazwisko wiązało się z jedną z największych dziejowych niesprawiedliwości”.

Inny namacalny przykład podaje pisarz José de Soiza Reilly, gdy mówi o swoim nauczycielu geografii, panu Erazmo Bogorji Skotnickim.

„Nigdy nie zapomnę starego i szlachetnego polskiego nauczyciela, którego miałem w Montevideo i którego dzieci nadal żyją, kontynuując uczciwą tradycję ojcowska; dr Erazmo Bogorja Skotnicki. Uroczy przyjaciel, który płakał podczas lekcji geografii, nie mógł znaleźć swojego kraju w arkuszach Atlasu!

„-Pan D. Erazmo -przepytywałem go-, gdzie jest twoja ojczyzna?

„-Ach! Chłopcze – odpowiedział zginając swoje długie, smutne, gigantyczne ciało – zobaczysz mój kraj w historii przeszłości i historii przyszłości.”

Kilka lat temu, przy okazji konferencji wygłoszonej przez inżyniera Stefano Osieckiego – jednego z członków polskich wypraw naukowych do Andów – miałem przyjemność i wielką osobistą satysfakcję słyszeć z ust pani Eleny G. A. z Correa Morales – prestiżowego prezesa Argentyńskiego Towarzystwa Geograficznego – wyrazy uznania dla jego byłego nauczyciela nauczyciela.

“Mówiąc o Polaku – powiedziała mi dystyngowana argentynka – widzę go wysokiego, blondyna, przystojny, szlachetny charakter i nieskończenie cierpliwy, jak moja droga nauczycielka.”

Wspomniane poprzedniki, odnoszące się do braku istnienia Polski jako podmiotu politycznego, utrudniają pracę historyka, który pragnie wyjaśnić początki polskiego ruchu emigracyjnego w Republice Argentyńskiej, a także przytoczyć osobę, której uhonorowano by koresponduje z byciem pierwszym Polakiem, który przyjechał na te plaże.

Według kronik i przeprowadzonych śledztw mogę powiedzieć, że już u zarania niepodległości istnieją nazwiska obywateli polskich, którzy przybyli na te ziemie na dźwięk wyzwoleńczego hejnału i którzy odnieśli wybitne osiągnięcia w walce z obca inwazja.

Źródło: „Polacy w Republice Argentyńskiej i Ameryce Południowej od 1812 roku”,

Stanisław P. Pyzik

Transkrypcja: Honorio Szelagowski

Dyrektor Prasowy CiPol