Historia polskiej odważnej kobiety
Aktualności
Następnie historia, którą moja matka napisała w ostatnich latach życia, po wielokrotnym proszeniu jej, aby opowiedziała nam swoją historię.
W 1975 roku miało miejsce trzeci i ostatni rozbiór terytorialny Polski między trzema sąsiadującymi mocarstwami: Rosja, Austro-Węgry i Prusy. Polacy nie zostaly spokojni i powstały. Tadeusz Kościusko, polski wojskowy który walczył w Hiszpanii i miał świetny występ w niepodleglośći USA, prosił o pomoc dla uwolnienia Polski bey sukcesu.
Tadeusz Kościusko/ 1746-1817/ wielki patriota polski, przyjaciel wolnosci, potępiający niewolnictwo, ze względu na swoje zasługi, znany nie tylko w Polsce, ale i na całym świece. Na Rynku w Krakowie 24 marca 1794 roku, dzięki jemu rozpoczeło się powstanie narodowe przeciwko Rosji i Prusom. Przewodził owej insureckcji jako najwyższy naczelnik siły zbrojnej narodowej.
W Polsce dobra i mienie rewolucjonistów zostały skonfiskowane i przekazane państwom rosyjskim, austriackim lub pruskim.
Wśród innych Polaków Stanisław Soltan, który poniósł konsekwencje tej akcji, został wysłany na Syberię.
Stanisław Soltan/1756-1836/ to człowiek który zapisał się równiez na kartach polskiej historii, był jednym z organizatorów insurekcji kościuszkowskiej na Litwie. Aresztowany przez Smoleńką Komisje Sledczą w 1794 roku został w drodze wyjątku skazany na osiedlenie w Kazaniu.
Marszałek Jósef Piłsudski zebrał armię, walczył przeciwko Rosjanom, w 1920 roku pokonał Rosjan w bitwie o naywie „Cud Wisły” i uniemożliwił Armii Czerwonej inwazję na Polskę, która odzyskała suwerennosć w 1918 roku.
Józef Piłsudski/ 1867-1935/ znany i ceniony przez wszystkich polaków, nawet tych najmłodszych, kojarzących go zawsze ze swoim koniem nazywani „kasztanka”. Wywarł decydujący wpływ na kształt polityki wewnętrznej i zagranicznej II R.P..
Majątek skonfiskowany przez państwo rosyjskie przekazał państwu polskiemu i Ignacemu STASZWICZOWI, potomkowi Stanisława SOLTANA, z pomocą prawnika zajął się odzyskaniem skonfiskowanego mienia.
W tych jakże burzliwych latach, przyszedłem na świat jako jedyny syn Jadwigi Staszewicz i Tomasza Rzepeckiego. Był rok 1925. Urodziłem się w małej miejscowości Stare Berenice na Polesiu, na wschód od Polski. Jest to obszar bagien, porośniętych trawą. Wioski łączyła droga z ułożonych desek, w różnych od siebie odległościach. Miejscowym w drodze często towarzyszyły muły. Latem, kiedy bagna nieco obeschły, niektóre tereny nadawały się na całkiem dobre pastwiska. Dorodną trawę, mężczyźni ścinali, usypując z niej kopce. W okresie zimy służyła koniom za pokarm, a w stajniach jako wyściółka, służąca latem za nawóz na pola.
Dzięki dziadkowi, który podarował mi konia, szybciej nauczyłem się na nim jeździć, jak dobrze chodzić. Miałem też psa, brązow- białego kokile spaniela. Nawałem go Żulik/ vago/, koń miał na imię Jo-jo. Najlepiej czułem się w ich towarzystwie. Rodzice, dbając o mój poziom intelektualny, sprowadzili do domu nauczycielkę, mającą za zadanie nauczyć mnie języka francuskiego. Miałem wówczas dopiero 4 latka. Mimo spędzonych razem długich godzin, z panią nauczycielką, nie było mi w głowie mówić poprawną francuszczyzną, ani polszyzną. Kiedy skończyłem 6 lat, przyszła do nas pewna pani z gazety warszawskiej i w ciągu jednego roku szkolnego, nauczyła mnie poprawnego języka polskiego. Czas przyszedł też na pierwszy egzamin do szkoły podstawowej. Nie ukrywam że bardzo się go bałem. Z dobrymi ocenami ukończyłem szkołę podstawową.
W 1939 r odzyskaliśmy majątek o nazwie Zdięcioł, zbudowany w 1400r niestety jako nieco zrujnowany.
W zamku działał miejski sierociniec. Obok znajdowało się kilka nowych budynków. W jednym z nich mieszkaliśmy. Najcenniejszą częścią nieruchomości był las o powierzchni 2000 hektarów. Kiedyś mieszkali chłopi, którzy zajmujący się rolnictwem. Niestety, zostali wysiedleni, z czym do końca nie mogli się pogodzić. Wspomniany zamek miał 100 pokoi, cztery wieże, które z czasem uległy zniszczeniu.
We wrześniu 1938 r. rozpocząłem naukę w liceum w Wilnie (stolica Litwy) u sióstr Nazaretanek. Początek roku był przerażający. Musieliśmy wstawać bardzo wcześnie, aby uporać się z poranną toaletą. Niestety miałem kłopot z samodzielnym ubieraniem i czesaniem włosów, sięgających prawie do pasa. Z tego powodu, stałem się pośmiewiskiem dla innych. Aby to przerwać, siostra zakonna, budziła mnie wcześniej i uczyła tych podstawowych czynności. Do tej pory najwięcej czasu spędzałem z moimi zwierzętami, a tu znalazłem się w grupie 100 dziewcząt. Dla mnie, był to prawdziwy szok. Wreszcie nadeszły wakacje, a wraz z nimi upragniony powrót do rodzinnego domu. Był lipiec 1939 r. Wówczas wydarzyło się coś co na długo pozostanie w mojej pamięci. Wszystko rozpoczęło się od demonstracyjnego podpalenia przez chłopów swoich pierwszych zbiorów pszenicy. Był to odwet za wysiedlenie. Rozpoczęły się ciężkie dla mojej rodziny czasy. Tegoż roku 3 września rozpoczęła się II wojna światowa. Ze względów oczywistych nie wróciłem do szkoły. Tatę wezwali do wojska. Długo pozostawaliśmy bez jakiejkolwiek o nim wiadomości. Zostałem w domu z mamą, pradziadkami i prababcią. Kiedy Rosja zajęła zamieszały przez nas teren, nie było co zwlekać. Dostaliśmy wiadomość aby jak najszybciej dotrzeć na dworzec kolejowy w Brześciu. Pod osłoną nocy, w tajemnicy przed naszą służbą, opuściliśmy dom. Pradziadkowie zostali, nie chcieli wyjechać z rodzinnych stron. Na dworcu spotkaliśmy się z tatą. Już w trójkę pojechaliśmy pociągiem do Warszawy. Zatrzymaliśmy się w domu przyjaciół. Tata, zaczął prowadzić nielegalny handel mięsem, masłem, śmietaną, zarabiając w ten sposób na życie. Wszystkie produkty przywoził z pobliskich wsi. Jako że była to praca nielegalna, w przypadku wpadki, groziło mu w najlepszym razie więzienie. Nie chcą dłużej narażać życia, pojechaliśmy do Kielc, skąd pochodził i gdzie miał dużo rodziny. Rozpoczęła się nasza długa wędrówka. Jak tylko zatrzymaliśmy się na dłużej, rodzice szukali dla mnie nauczyciela. W jednej z miejscowości poznaliśmy wspaniałą rodzinę, mieszkającą tuż obok nas. Zaprzyjaźniłem się z chłopcami. Wraz z ich rodzicami, weekendy spędzaliśmy zawsze razem. Graliśmy w karty i inne gry, śpiewaliśmy, mieliśmy też gramofon i płyty, bardzo często tańczyliśmy. Niestety, przyszedł kres i temu. Mój ojciec zaangażował się w działaniach partyzantki. Wkrótce Niemcy zaczęli go szukać. Musieliśmy znowu uciekać. Wraz z rodzinami innych partyzantów przedostaliśmy się pociągiem do Czechosłowacji. Zachowałem do tej pory przepustkę do PSIE POLA. Był to pociąg towarowy, którego wagony były bez drzwi. Często się zatrzymywał się w polu, żołnierze kontrolowali bilety, czasami zabierali ze sobą kilka osób. Duży tłok, uniemożliwiał na podróż wszystkim chętnym. Podróż nasza nieplanowo przedłużyła się. Uzyskaliśmy kontakt z Korpusem Armii Amerykańskiej. Dojechaliśmy do Niemiec. Moja matka pracowała w Czerwonym Krzyżu, a ja byłem sekretarzem dziennikarza, wydającym cotygodniową gazetę. Po kilku miesiącach poinformowano nas, że wszystkie dziewczęta powinny udać się do Włoch, aby studiować w szkole średniej. Wiele z nich przestraszyło się. W pośpiechu wyszły za mąż i pozostały ze swoimi mężami. Wyjechało około 50 dziewcząt Polek i oczywiście ja bez rodziców. Podróżowaliśmy ciężarówkami wojskowymi do BRENER w ALPS. Do Włoch dojechaliśmy rano. Pamiętam jak zobaczyliśmy Pięknie kwitnący kaktus. Utkwiły mi też w pamięci granatowe duże winogrona. To był widok niezapomniany. Kierowcy zatrzymali się aby kupić owoce dla dziewcząt. Włoch podarował im całą skrzynkę, nie biorąc za nie pieniędzy.
Dojeżdżamy do PUERTO SAN GIORGIO położonego w środkowej części Włoch. Zabrali nas do pięknego pałacu z parkiem i drzewami owocowymi na wzgórzu na końcu miasta.
Po raz pierwszy widzieliśmy figi, oliwki, brzoskwinie i wszystkie owoce tego regionu. Tu ukończyłem liceum. Zostało mi 2 lata nauki. Nie mieliśmy książek, zeszytów i nic do pisania. Profesorowie uniwersytetów (polscy żołnierze) przenieśli się do naszego pałacu. Lekcje były tylko ustne. Musieliśmy uważać, aby wszystko sobie zapamiętać. Moi rodzice przyjechali do Włoch, aby być blisko mnie. Po ukończeniu szkoły zabrali nas na ogromny statek do Anglii. Moja matka jechała do Anglii, przekraczając Francję jako moja rodzina. Ojciec z Anglii nie mógł wyjechać. Zostaliśmy znowu rozdzieleni. Znalazłem się w obozie wojskowym o nazwie FOXLEY. Moja mama wynajęła mieszkanie w Londynie. Odwiedziłem ją w jeden weekend. Ojciec wraz ze swoim szwagrem chciał nadal emigrować. Wybrali Argentynę. Podróżowali z wieloma innymi żołnierzami. Mój ojciec znalazł pracę w gaju oliwnym w Kordobie. Mój szwagier został budowniczym. Wkrótce założył swój interes i pomału zaczął się coraz lepiej prosperować. Niestety nikt z nich nie znał hiszpańskiego. Po roku mój ojciec zarządzał dokumentami wizowymi, a moja matka przybyła do Argentyny. Z wcześniej poznaną żoną ożeniłem się w Londynie, wypisano nas z wojska i zaczęliśmy pracować. Wujek kupił farmę i poszliśmy z nim do pracy. Ale nie dostał pieniędzy i musiał wszystko sprzedać. Wróciliśmy do Londynu. Wypożyczyliśmy kawałek i podczas gdy Stanislao pracował przy nocnym sprzątaniu lokomotyw, pracowałem w kuchni dużej restauracji i tam uczyłem się angielskiego. Potem zapisał się do szkoły budowlanej, ale właśnie przyjechały nasze wizy i pojechaliśmy do Argentyny. Rok 1951. Z
nami przyjechał Alejandro, który miał 1 rok i trzy miesiące. Nauczył się chodzić po statku, ponieważ nasza podróż trwała miesiąc. Kiedy przyjechaliśmy do Argentyny, mój szwagier zabrał męża na południe, a ja poszedłem z synem do domu rodziców w Kordobie. Po roku praca została zakończona i wszyscy wróciliśmy do Buenos Aires. Wynajęliśmy dom w OLIVOS, a mój mąż rozpoczął pracę w firmie budowlanej elektrowni i linii wysokiego napięcia o nazwie ELECTRODINIE. Wtedy narodził się Adalberto. Kiedy chłopcy byli chłopcami, podróżowaliśmy razem przez różne zakątki Argentyny, ale odkąd Alejandro rozpoczął liceum, wynajęliśmy dom w Rosario. Urodził się Orlando. Dwa lata później przeprowadziliśmy się do Ringuelet, a następnie do Tolosa. I zacząłem uczyć języków. Przez
większość czasu byłem sam, ponieważ mój mąż pracował w domu. W tym czasie kupiliśmy dom w Manuel B. Gonnet poprzez pożyczkę od Banco Provincia. Mój mąż przeszedł na emeryturę i już nie podróżował. W 2006 roku zmarł. Kończę moje dni.
Alejandro Galinski
avgalinski@yahoo.com