02/07/2024

Ciekawostki Kampanii wrześniowej 1939r

Aktualności

Dzieciństwo spędziłem z dala od Polski, w dzielnicy położonej nad brzegiem rzeki La Plata – najszerszej rzeki świata nazwana Olivos.

 Tutaj zima jest bardzo krótka, a lato upalne i wilgotne. Wiele drzew zachowuje zielone liście przez cały rok.

Znajomi mówili mi, że mój dom to polska wyspa w Argentynie. Moi rodzice i dziadkowie – polscy emigranci – pielęgnowali i przekazywali zwyczaje swojego ojczystego kraju. Wychowałem się w kulturze II Rzeczpospolitej, ale też w tradycji argentyńskiej.

Z dzieciństwa pamiętam wizyty licznych przyjaciół mojej rodziny. Z biegiem czasu dowiedziałem się, że byli to niegdysiejsi wysocy oficerowie polscy, z których znaczna część wyemigrowała do Argentyny już jako starsze wiekiem osoby, nieznające innego zajęcia niż służba wojskowa, bez znajomości języka i szans na emeryturę, bardzo trudno było im znaleźć pracę, mimo że w tamtych latach Argentyna oferowała wielkie możliwości. Niektórzy z nich (jeszcze tak niedawno potężni ludzie, od decyzji których zależał los tysięcy podwładnych), przewijali się przez nasz dom, być może żeby się posilić lub aby ktoś ich wysłuchał.

Opowieść najlepiej oddającą ich sytuację usłyszałem już jako człowiek dorosły, w mojej pierwszej pracy jako inżynier. Jeden z dyrektorów firmy, która mnie zatrudniała, opowiedział mi, że przed wieloma laty uczestniczył w pewnym spotkaniu z zarządem firmy Adelphia – przedsiębiorstwa założonego przez inżyniera z Polski. Nagle, do sali wchodzi starszy człowiek, jak się okazało – nowo zatrudniony w firmie. Na jego widok trzej inżynierowie podrywają się z miejsc i stają wyprężeni jak struna, czekając tak, dopóki mężczyzna nie wyszedł z pomieszczenia. Mój szef, który nie mógł się nadziwić temu, co zobaczył, zapytał, dlaczego szefowie firmy stają na baczność przed nowicjuszem. W odpowiedzi usłyszał, że na wojnie ten człowiek był ich dowódcą.

Historie, które poniżej przytaczam, usłyszałem jako dziecko od takich właśnie osób.

ZJAWA WSKRZESZAJĄCA ZMARŁYCH POD BOROWA GÓRĄ

Borowa Góra to strategiczne miejsce o kluczowym znaczeniu zarówno dla Polaków jak i dla Niemców. Cztery razy jest zajmowana przez nazistów, a siły polskie cztery razy ją odbijają. Na szczególną uwagę zasługuje notatka jednego z niemieckich oficerów, który opisuje, dlaczego jego żołnierze uciekają z zajmowanych pozycji. Oficer wspomina o idącej z przeciwka białej zjawie (kule zdawały się jej nie imać), która po drodze wskrzeszała poległych w walce polskich żołnierzy i prowadziła ich do ataku. Jak wytłumaczyć pojawienie się tej zjawy? Otóż, kiedy siły polskie są już na wyczerpaniu, pewien ranny w głowę i klatkę piersiową oficer, który w wyniku odniesionych ran zamiast munduru miał na sobie bandaże, rozkazuje wszystkim żołnierzom z kompanii logistycznych (szoferom, kucharzom, mechanikom, kwatermistrzom, muzykom – personelowi, który zazwyczaj nie bierze udziału w walkach), aby szli za nim zdobywać wzgórze.

Jako że nie posiadali broni (niewygodnie byłoby kucharzowi nosić karabin, w najlepszym przypadku dysponowali bronią krótką), czołgali się po polu bitwy, aby zdobyć karabin od poległych towarzyszy i przyłączyć się do ataku. Był już późny wieczór, więc zabandażowany oficer mógł przypominać zjawę, która przywoływała do życia umarłych żołnierzy. Ale dlaczego kule nie wyrządzały mu krzywdy? Wydaje się, że widok zjawy tak bardzo przeraził Niemców, że ze strachu strzelali niecelnie.

Siły polskie trwały na swych pozycjach, aż do otrzymania rozkazu o całkowitym odwrocie.

Andrés Chowanczak

Vicepresidente de la Unión de los Polacos en la República Argentina